Jadąc w głąb Norwegii pragnęliśmy poznać niezwykłą krainę – krainę baśni i legend, potężnej natury i zapierających dech w piersiach krajobrazów. Widoki, które podziwialiśmy w drodze przez góry Hemsedalsfjella sprawiały, że nasze marzenia coraz bardziej przeistaczały się w westchnienia zachwytu. Wysokość nad poziomem morza połączona z ukształtowaniem terenu oraz szerokością geograficzną sprawiła, że choć od Koła Podbiegunowego dzieliła nas wciąż spora odległość, mogliśmy już poczuć prawdziwe tchnienie Północy. Jechaliśmy pustkowiami, gdzie górskie skaliste zbocza porastają jedynie pojedyncze karłowate drzewa i krzewy, a niewielkie chatki, porozrzucane pojedynczo jak klocki w dziecięcym pokoju, uświadamiają samotność człowieka wobec potęgi przyrody. Te surowe przestrzenie zrobiły na nas ogromne wrażenie i wzbudziły zachwyt, który towarzyszył nam już do końca pobytu w Norwegii.
Za cel podróży obraliśmy miasteczko Lærdalsøyri, położone nad jedną z odnóg Sognefjordu – najdłuższego w Europie, a drugiego co do długości fiordu na świecie. Zanim jednak dotarliśmy do celu, czekała nas jeszcze jedna, nie lada atrakcja. W lesistych dolinach górskich tej części Norwegii odnaleźć można prawdziwe perełki – starodawne drewniane kościółki wzniesione w średniowieczu i stanowiące dziś bezcenne pamiątki czasów, w których miejsce nordyckich wierzeń przejmowało chrześcijaństwo. Te niezwykłe świątynie zwane stavkirke (co oznacza kościół słupowy inaczej zwany klepkowym), imponują nie tylko wiekiem, jak na drewniane budowle bardzo sędziwym, ale również unikalną konstrukcją, wzorowaną na konstrukcji łodzi Wikingów. Dzięki zastosowaniu technik mogących stawiać czoła morskim falom, kościoły przetrwały stulecia oddziaływania kapryśnej skandynawskiej pogody. Niezwykłe są również ich dekoracje, także zaczerpnięte z miejscowej kultury – zwieńczenia dachów wzorowane są na zdobieniach wikińskich statków, a motywy chrześcijańskie przeplatają się z pogańskimi.
Jeden z takich niezwykłych zabytków mieliśmy okazję odwiedzić w Borgund leżącym na dawnej królewskiej trasie z Oslo do Bergen. Świątynia powstała ok. 1180 r. i przetrwała do naszych czasów w niezmienionej formie. Wizyta w jej surowym, archaicznym i mrocznym wnętrzu była prawdziwą podróżą w przeszłość. Odwiedziliśmy także leżące w pobliżu kościoła niewielkie muzeum mieszczące ekspozycję pozwalającą zapoznać się z techniką jaka posłużyła do postawienia kościoła oraz przyjrzeć się kunsztowi dawnych skandynawskich snycerzy.
Ta wspaniała budowla to jednak nie wszystko co oferuje okolica. Przez górskie pasma Filefjell prowadzą historyczne szlaki, które dzisiaj są wspaniałymi trasami spacerowymi. Jedna z nich wiedzie tzw. Drogą Wiatrów (Vindhellavegen), którą przez górską przełęcz można z Borgund dotrzeć do Husum. Wędrując nią mogliśmy nie tylko podziwiać malownicze widoki, ale także konstrukcję, po której poprowadzono ten wybudowany w latach 1840-1843 r. (a wykorzystującą fragmenty jeszcze starszej drogi) trakt.
Żeby zamknąć pętelkę i wrócić do Borgund weszliśmy na inny, również historyczny szlak: Sverrestigen – starą konną ścieżkę, nazwaną na cześć króla Sverre Sigurdssona, który, jak podają dawne sagi, miał ją przemierzyć w 1177 r. Trasa nie jest już tak spektakularna jak Droga Wiatrów, ale wiedzie przez bardzo ładne lasy tworzące iście baśniową scenerię. Z pewnością warto wyruszyć na taką kilkugodzinną wycieczkę. Możemy ją polecić wszystkim, którzy nie boją się dłuższych spacerów. Trasa nie jest trudna, choć ze względu na bardziej strome fragmenty może być wyzwaniem dla osób zupełnie nie przywykłych do górskich wędrówek.
To był nasz ostatnim dłuższy przystanek w drodze do Lærdal gdzie planowaliśmy spędzić dwie noce. Udało nam się zarezerwować nocleg w znajdującym się na samym skraju miasteczka hostelu, tuż przy kamienistej plaży fiordu. Dolina, w której położona jest miejscowość to długi pas płaskiego terenu usytuowany między stromymi, poprzecinanymi wstęgami wodospadów, górskimi zboczami. Taka sceneria robi naprawdę duże wrażenie. Jest piękna, choć zachwycając się widokami doszliśmy do wniosku, że życie w cieniu tych skalnych ścian może być nieco przytłaczające.
Atrakcją miejscowości, która usadowiła się na krańcu Lærdalsfjordu jest stare miasto składające się z kolorowych drewnianych budynków w charakterystycznym norweskim stylu. Spacer po ulicach miasteczka między tą zjawiskową zabudową to sama przyjemność. Zadbane obejścia i przydomowe ogródki tylko dodają temu miejscu uroku, a filigranowe wykończenia budynków kontrastują z otaczającą osadę przyrodą.
Okolice miejscowości również obfitują z atrakcje. Żeby z nich skorzystać, nasz krótki pobyt na skraju Lærdalsfjordu wykorzystaliśmy do zrobienia małego wypadu po okolicy. Żeby nieco bardziej rozejrzeć się po tej części Norwegii, udaliśmy się na przejażdżkę do sąsiedniego Aurland, która sama w sobie była ciekawą przygodą. Chcieliśmy przejechać tzw. Śnieżną Drogę (Snøvegen) . Niegdyś była to jedyna droga łącząca te miejscowości, a przejazd nią był możliwy tylko w cieplejszej połowie roku. Dziś jest głównie atrakcją turystyczną, w trakcie której można przez cały rok podziwiać zimowe krajobrazy.
Kolejnym ciekawym miejscem na trasie jest punkt widokowy Stegastein, gdzie z widokowej platformy można podziwiać Aurlandsfjord i przytulone do niego miasteczko. Widoki są naprawdę oszałamiające.
Zjazd do leżącego na dole miasteczka dostarczył nam sporo emocji, gdyż ruch w tym miejscu był niemały, a droga kręta i wąska. Mieliśmy nawet okazję utknąć w korku, ponieważ na trasie do Stegastein znajdowały się turystyczne pojazdy bardzo różnych gabarytów. Jednak ten osobliwy zator, w bardzo przecież sprzyjających „okolicznościach przyrody”, był jedynie humorystycznym incydentem w trakcie wycieczki.
Przez leżące nad fiordem miejscowości Aurland i Flåm – kolejne piękne miejsca, które z pewnością warto odwiedzić – przejechaliśmy zatrzymując się jedynie na szybkie zakupy. Chcieliśmy jeszcze pospacerować po Lærdal, więc te dwa turystyczne ośrodki podziwialiśmy jedynie z okien samochodu. Do „naszej” doliny wracaliśmy nową trasą, która dzięki poprowadzeniu jej tunelem jest przejezdna przez cały rok, co w oczywisty sposób bardzo ułatwia życie mieszkańcom okolicy. Lærdalstunnelen jest przy okazji niemałą atrakcją turystyczną, gdyż dzięki 24,5 km długości jest obecnie najdłuższym drogowym tunelem świata.
W okolicach Lærdal wytyczono wiele ciekawych turystycznych i spacerowych tras. Po zboczach gór poprowadzone są ścieżki, a stosowne tablice klarownie informują o stopniu trudności i atrakcjach poszczególnych szlaków. Wybraliśmy się na spacer jedną z nich, dając się ponieść norweskiemu friluftsliv – stylowi życia opartemu na kontakcie z przyrodą i ruchu na świeżym powietrzu. Po drodze odwiedziliśmy Mjølkeflathytta – drewniany domek z małą biblioteczką. Dla okolicznych mieszkańców z pewnością stanowi azyl, gdzie delektując się spokojem i pięknymi widokami, mogą oderwać się od zostawionych na dole problemów.
Podobnymi chatkami usiana jest cała Norwegia.
Po kilku dniach spędzonych w krainie wikingów udaliśmy się się w podróż powrotną do naszego pływającego domu. Żal było opuszczać ten fascynujący świat. Czekał jednak na nas poczciwy jachcik i kojąca Szwecja, której łagodne krajobrazy zdolne były wyciszyć emocje, jakie towarzyszyły wyjazdowi na Północ. Jak były duże, świadczą słowa zapisane w podróżnym notatniku w czasie bezsennej, jasnej letniej nocy: