Choć z pewnością każdy zakątek wybrzeża Bałtyku jest godny poznania, tym razem postanowiliśmy potraktować tereny położone najbliżej portu macierzystego dość pobieżnie. Po trudnym z powodu rozkołysu rejsie do Peenemünde, gdzie zatrzymaliśmy się w bardzo przyjemnym porcie północnym, przez wody Greifswalder Bodden oblewające od południa niemiecką wyspę Rugia, dotarliśmy do starego i pięknego miasta Stralsund.

Kontrola niemieckiego Coast Guard’u sprowadziła się do kilku rutynowych pytań
i obyło się bez wizyty celników na pokładzie…
Tinos w zacisznej marinie Peenemünde Nordhafen
Aby od wschodu wpłynąć do Stralsundu, trzeba przepłynąć przez podnoszony most łączący Rugię z kontynentem
Port w Stralusndzie (po polsku Strzałowie)

Choć mieliśmy ochotę na jego zwiedzanie, wiedzieliśmy, że jeśli nazajutrz nie dostaniemy się do Dani, możemy na kilka długich dni zostać zatrzymani w Niemczech przez sztormową pogodę. Podjęliśmy więc decyzję, żeby jak najszybciej wyruszyć w dalszą drogę. Wypłynęliśmy jeszcze przed wschodem słońca i uważnie manewrując po pełnych mielizn wodach cieśniny Strelasund (której nazwa, podobnie jak nazwa leżącego nad nią miasta pochodzi od połabskiego słowa „strela” czyli strzała) wypłynęliśmy na pełne morze.

To był długi dzień, a najbardziej chyba dała się we znaki konieczność korzystania z pomocy silnika na jego pierwszym etapie. Jednak gdy już złapaliśmy wiatr w żagle, z prędkością 5-6 węzłów mknęliśmy na północ. Konieczne było też przecięcie szlaku wodnego, po którym poruszają się sporych rozmiarów statki. Jest to moment stresujący, ale też fascynujący i budzący dużo emocji. Sporo emocji mieliśmy również na ostatnim etapie, kiedy coraz mocniejszy wiatr powodował coraz większe fale. Jednak widoczne były już wtedy wyraźnie białe klify wyspy Møn. A przed samym portem spotkała nas ogromna niespodzianka – towarzystwo morświnów!!! Trudno wymarzyć sobie lepszy początek przygody!

Tinos bezpiecznie zacumowany w Klinthom Havn na wyspie Møn