wiatr gwiżdże na stalowych linach, porwany żagiel strzela jak z bicza. nasza scena jest tylko tu, na zalewanym wodą pokładzie. Jeden krok za daleko oznacza śmierć, ale to nie jest moment, by się nad tym zastanawiać. Pozostawienie jachtu swojemu losowi oznaczałoby śmierć dla nas wszystkich.


Przeczytałem wiele książek Kapitana Krzysztofa Barnowskiego i wszystkie mnie nieodmiennie niezwykle urzekają. Ta jest jednak szczególna. Może dlatego, że to pierwsza żeglarska publikacja autora, a może dlatego że gdzieś w głębi duszy marzę, aby kiedyś z pokładu jachtu podziwiać ośnieżone szczyty Patagonii, podobnie jak przed blisko 60 laty robiła to załoga Śmiałego?
To opowieść często trzymająca w napięciu i zabawna, ale też wspaniałe studium charakterologiczne. Świetnie oddaje wszystkie niuanse atmosfery panującej w załodze.
Baranowski, jak zwykle, potrafi też przepięknie opisać otaczającą przyrodę i po mistrzowsku namalować, zdawałoby się nieuchwytny, obraz fal oceanu, wiatru, nieba i bezkresnego horyzontu.

Pustkowie nie jest jednak zupełne. Pokazują się mewy,
delfiny, kormorany, pingwiny i foki, wszystkie zwierzęta w kolorach czarno-białych. Głupie kaczki magellańskie uciekają przed nami w bezsensownym przerażeniu. Podrywają się bijąc łapami i bezlotnymi skrzydłami po wodzie i pędzą obłędnie przed siebie jak zając w świetle reflektorów. Wywołują przy tym tyle hałasu, że nas pusty śmiech bierze i specjalnie klaszczemy w dłOnie, żeby narobiły szumu w tej milczącej okolicy.

Śmiałego udało mi się uchwycić obiektywem przed laty w Kopenhadze (2012 r.)